top of page

Świat Pielgrzyma (fragment)


( Poniżej rozdział ósmy oraz jedenasty mojej powieści).

Kilka następnych dni szybko upłynęło przyszłym żakom, głównie na psotach i sprawdzaniu granic wytrzymałości gospodyni Edny. Kiord w towarzystwie Jonasza łatwo nauczył się sztuki kamuflażu.

Na czarnej liście rzeczy zabronionych mieli już odhaczone schowanie wszystkich mioteł w gospodzie, ujeżdżanie maciory, kradzież placka z kuchni i podglądanie kąpiących się wieśniaczek nad pobliską rzeką.

Gdy zatem Gha-Lo tylko pojawił się na horyzoncie, chłopcy już spakowani wybiegli mu na powitanie. Edna krzyczała za nimi, stojąc w progu. Dobiegli do niepozornego wozu zaprzęgniętego w jednego faga i szybko rzucili swoje plecaki między drewniane belki.

– Witaj szefie! Nie musimy zatrzymywać się na obiad, spakowaliśmy wszystko tutaj, możemy ruszać! – oznajmił radośnie Jonasz, widząc jak Gha-Lo robi srogą minę.

– Nie pouczaj mnie, spryciarzu! Już słyszałem o waszych podbojach. Mam nadzieje, że korzystaliście ile wlezie, bo za murami szkoły szybko zasmakujecie dyscypliny – odparł, podjeżdżając pod dom i zsiadając nieśpiesznie. – A zaczniecie od teraz i zapakujecie kartofle, mąkę i inne przygotowane worki zza domu.

– Nie ma sprawy! A szef przywita się Edną. Nam ładowanie zajmie dwadzieścia minut – oznajmił promiennie Jonasz, a Kiord z trudem powstrzymywał chichot. Obaj poczuli na sobie ostre spojrzenie, Gha-Lo nie powiedział jednak nic i ciężkim, nieśpiesznym krokiem skierował się w stronę gospody. Chłopcy spojrzeli po sobie, wzruszyli ramionami i zabrali się za pakowanie zapasów na wóz.

Gdy tylko ruszyli w drogę Gha-Lo pociągnął solidnie z piersiówki, próbując usprawiedliwić rumieńce na twarzy. Otworzył portal w innym miejscu niż wtedy, gdy wcześniej przybył tu z Kiordem. Niebieskie światło po chwili zatańczyło wokół nich, chłopcy mocniej zacisnęli dłonie na bokach wozu i nim się spostrzegli zostali przeniesieni do innego sektora. Temperatura i pora dnia były tu inne. Od razu narzucili na siebie cieplejszą odzież. Chłodny wiatr przeczesywał korony drzew. Wylądowali na trakcie, a burozielone ściany lasu zdawały się mało przychylnie witać gości.

– Jak to jest z tymi kluczami, szefie? Czy po ukończeniu szkolenia też takie dostaniemy? – zagadał Jonasz, chcąc przegonić nieprzyjemny nastrój.

– Dostaniecie, zdobędziecie, ukradniecie lub wygracie w karty – wzruszył ramionami mężczyzna, zauważył jednak, że zainteresowanie chłopców jest szczere. Ciężko westchnął i lekko popędził faga.

– Po ukończeniu szkolenia, zwykle jest uroczyste wręczenie ryngrafów broni i innego wyposażenia, w tym i klucza. Jednak nieraz słyszałem opowieści o świętujących absolwentach, co już pierwszego dnia zalewali się w najbliższej knajpie tak, że ich okradziono lub skonfiskowano połowę dobytku za wszczynanie burdy. Nabycie kluczy nie jest problemem, trzeba jednak wiedzieć jak z nich korzystać. Kolejna sprawa, to rodzaj przejść czasoprzestrzennych – niektóre powstały naturalnie jako pęknięcia w barierze sektora, inne istnieją jako „włam”, czyli umyślne rozerwanie przestrzeni, dokonane przez naprawdę dobrego maga.

– A istnieją dobrzy czarownicy?

– Nie chodzi o „dobrego” czy „złego”, po prostu kiepski mag nie poradziłby sobie z takim tematem. Idee i przynależność kogoś takiego do konkretnej kasty też ma znaczenie. Słyszałem o pewnym młodym Mudathu, który w swej niewiedzy i pośpiechu, chciał przekroczyć portal stworzony przez Jasnolicego. – I co? – spytali obaj.

– Zmarł oczywiście. Zanim jednak to nastąpiło, poraziła go wiązka mocy Jasnolicych potężna do tego stopnia, że ciemne oczy Mudatha zmieniły kolor z czarnego na srebrny i po chwili wyparowały. Jego ciało, wiszące w uścisku nieustających wyładowań elektrycznych, stało się tak przeźroczyste, że widać było wnętrzności. Potem nieszczęśnikowi stanęło serce, a on sam rozsypał się w pył. Ale przekroczył portal!

– Czyli wykorkował bo miał słabe serce? – wnikał Jonasz, czym zbił z tropu mężczyznę.

– Może słabe serce, a może skończyłby tak każdy z Czarnych Jeźdźców. Trup to trup – uciął Gha-Lo i popędził zwierzę.

Im dalej podążali naprzód, tym ściana drzew zdawała się rozsuwać. Za lasem rozpościerały się poszarpane górskie granie. Masy deszczowych chmur gdzieniegdzie zacierały granice szczytów, przesłaniając niektóre górskie łańcuchy. Okoliczna zieleń integrowała się kolorystycznie z ponurym odcieniem głazów i pochyłych skalnych terenów. Chłopcy dostrzegli poniżej kompleks budowli przypominających fortecę wzniesioną z kamienia równie szarego co okolica. Gdyby nie regularny kształt bloków, z których zbudowana była szkoła oraz odznaczające się na jej tle olbrzymie figury wojów – ośrodek zlewał by się z otoczeniem, przypominając część krajobrazu.

– Tak, tak. Przyglądajcie się i oswajajcie – mruknął Gha-Lo – przez najbliższe lata to będzie wasz jedyny widok i teren ćwiczeń.

Zjeżdżali w dół drogi, zbliżając się do murów szkoły. Główne dwuskrzydłowe drzwi były otwarte na oścież, lecz nie dla nich. Z lasu wybiegła grupka chłopców, przemieszczali się zachowując między sobą odstępy, lecz razem tworząc dwie, równe kolumny. Kiord dopatrzył się, że oprócz plecaków z oporządzeniem, dźwigali także przytwierdzone porąbane kawałki drewna. Przewodzący im mężczyzna regularnie coś doniośle pokrzykiwał, a grupa czasem odpowiadała mu jednym głosem.

Zza bramy wybiegły nagle dwa duże rottweilery, a za nimi mniejszy, utykający kundel. Wszystkie psy z takim samym jednak entuzjazmem przywitały powracających uczniów. Nikt nie dał się rozproszyć i obie grupy chłopców wbiegły niczym jedna żywa machina na teren szkoły. Psy po chwili zauważyły kolejnych przybyszy i ochoczo podbiegły do wozu. Kulawy kundel szczekał najgłośniej.

– Nie spodziewałem się, że będą tu jakieś zwierzęta! Śmieszny ten psiak – stwierdził Jonasz, wyciągając rękę do zwierząt.

– Jeden z nauczycieli przekonał resztę opiekunów, że czworonogi lepiej wpłyną na rozwój emocjonalny młodych rekrutów, obniżą ryzyko zachorowania na alergię, a częste obcowanie z nimi zredukuje poczucie stresu. Nie muszę dodawać jak bardzo upierdliwy był w tym przekonywaniu. – Mruknął od niechcenia niższym tonem. - Mamy też stajnię z fagami i każdy z młodych ma przy kudłaczach regularne zmiany.

– Straszysz nas całą drogę, szefie! Powiedz, czy na prawdę treningi są aż tak ciężkie? – obruszył się ogolony chłopiec.

– Wszystkiego dowiesz się na miejscu – wzruszył ramionami – trzeba jednak przyznać, że niejednemu młokosowi tutaj udzielały się różnego rodzaju frustracje. Często chcieli je wyładować na kimś słabszym, dlatego psy mają specjalne obroże, które uaktywniają się poprzez ich emocje, a konkretnie strach.

– Jak to? – zmarszczył brwi Kiord.

Mężczyzna pociągnął ostatni łyk alkoholu z piersiówki, po czym cisnął nią w psa. Rottweiler ugiął się na nogach, lecz jeszcze szybciej rozpostarło się wokół niego pole ochronne w postaci świetlistej kuli. Butelka odbiła się od niej i wylądowała w trawie. Chłopcy nie kryli zdziwienia.

– Więc lepiej bądźcie dla nich mili, bo gdybyście coś kombinowali, to mogą was wydać tymi błyszczącymi bańkami, ale mogą też uratować wam życie. – Mężczyzna znów poruszył lejcami. Mijali powoli ogromne figury wojowników, których twarze spoglądały gdzieś w dal, ponad głowami chłopców. Wjechali na dziedziniec szkoły hrabiego Gerastiego. Kiord, pełen obaw, patrzył jak zamykają się za nimi dwuskrzydłowe drzwi ośrodka. Nie miał pojęcia jak bardzo może być mu ciężko i o ile boleśniejszy czeka go los. Czy życie na ulicy nijak będzie się miało do tego co niebawem, co za moment doświadczy? Za późno już na tchórzostwo, wyraził zgodę, a z tyłu, na drzwiach rygle zapadły z łoskotem.

Stłumiony odgłos gongu obudził Kiorda a zaraz potem, dla innych śpiących chłopców, rozległ się na korytarzu ryk mistrza Sorveka walącego kolejno w drzwi pokoi. – Wstawać, rekruci! Na nogi i do walki przystąp!

Zaspana młodzież zrywała się z łóżek i wybiegała, ustawiając się przed swoimi pokojami jak najszybciej.

– Czy widzieliście żeby banda Hakłagów grzecznie formowała się w kółko i czekała, aż żołnierz się wyśpi? – Głos mężczyzny ani przez chwilę nie tracił na sile. – A może horda demonic zezwoli na dłuższy wypoczynek? Tylko z nielicznych pokoi nie zdążyli jeszcze wybiec uczniowie, w stronę których zmierzał Sorvek ze swoim wysokim, milczącym asystentem Ragmanem.

– Możecie być pewni, że gdy będzie wam się spać zbyt dobrze, a gong w waszych głowach nie zabrzmi, to oznaczać będzie tylko jedno, że klinga wroga dawno poderżnęła wam gardło! – Krzyknął w twarz ostatniego ze spóźnialskich.

– Gleba! Dziesięć pompek! Dla naszego śpioszka – osiem więcej! – rozgrzmiał nad półprzytomnym nastolatkiem. Młodzież padła na posadzkę przed drzwiami, bezdyskusyjnie wypełniając rozkaz mistrza.

Przed każdym wejściem były niewielkie maty służące do porannych ćwiczeń. Każdy z rekrutów musiał wyczyścić swoje miejsce pod koniec dnia, zwykle tuż przed spaniem. Mijał piąty dzień, gdy Kiord jak i reszta przystosowywał się do nowych warunków. Zaraz po pobudce wyruszali na zewnątrz, by przebiec dwa kilometry przeplatane ćwiczeniami.

Wilgotniejący od porannej rosy podkoszulek skutecznie otrzeźwiał ze snu podczas robienia brzuszków i przysiadów na trawie. Pokonywali też codziennie ten sam tor przeszkód: zwalone drzewo, koryto strumienia, stromą, żwirową ścieżkę, aż przed samą szkołą (po zatoczeniu koła w lesie) docierali na górskie zbocza, gdzie ostrożnie lecz coraz sprawniej przeskakiwali z głazu na głaz, kierując się w stronę surowych murów ośrodka.

W pierwszych dniach Kiord nie miał w ogóle ochoty na śniadanie po tak wyczerpujących zaprawach ćwiczeniowych, lecz już pod koniec pierwszego tygodnia dosłownie wchłaniał wszystko, co znajdywało się na talerzu. Dania były smaczne, z rana podawano zwykle produkty obfite w białko, witaminy i węglowodany, głównie ciemne pieczywo, ryby, sery i owoce. Chłopak odnotował, że mieszkańcami szkoły nie są sami mężczyźni. Na kuchni pracowały kobiety. Niektórzy z młodych rekrutów także odbywali tam zmiany, lecz z tego co słyszał głównie jako karę lub „utarcie nosa” za zbyt wielką ambicję, jak to określił Gha-Lo.

– Myśląc, że wiecie na jakich zasadach działa dzisiaj świat, musicie niestety uznać, że nie wiecie nic! – Mistrz Umhara stał plecami do siedzących w ławkach rekrutów i zajmował się wyszukiwaniem odpowiednich obrazów hologramowego wyświetlania. Po chwili rozbłysły fotografie roślin.

– Postaram się jednak wykrzesać z was to, czego nie potrafiłby żaden inny belfer, przychodzący do pracy, by odklepać kilka kolejnych godzin na uczelni. – Zmarszczył brwi i niezadowolony z poszukiwań, podszedł do ksiąg ustawionych w regale. Sięgnął po jedną z nich, otworzył i polizał palce podczas przekładnia stron.

– Zaczniemy od tego, co w Wolnej Nieokiełznanej Strefie dla was dobre, a co niesie śmierć. – Każdy ze starszych już uczniów Umhary wiedział, że tak właśnie określa tereny położone poza metropoliami i zamkniętymi miastami. Chłopcy często śmiali się z tego dodatkowego przymiotnika za plecami mistrza, ale nikt nigdy nie ośmielił się tego go otwarcie poprawiać.

– Rośliny w miastach nie istnieją! Stanowią zwykłą miazgę, papkę żywnościową lub ozdobniki na bezdusznych ulicach. Dopiero w Wolnej Nieokiełznanej Strefie można zobaczyć i docenić ich prawdziwą naturę. Podczas podróży powinno się nocować w bezpiecznym miejscu, nieraz doradza się konary drzew, lecz niektóre z nich po zmroku mogą spętać cię pnączami, lub zadusić kielichami, które nocą intensywnie przemieniają tlen w dwutlenek węgla. Istnieje także osiemset odmian różnych jagód i innych owoców leśnych, niektóre są jadalne, inne powodują w najmniejszym przypadku świąd skóry i rozwolnienie, aż po szybką, bolesną śmierć. Większość z nich różni się tylko powłoką na łodydze, czasem ledwo widoczną, odmienną budową liści.

Zostaniecie wyposażeni w notatniki hologramowe z wieloletnią baterią, ale to, co zostanie zapisane w nich i waszych głowach już zależy od was. Zacznijmy od początku, od czasów hiperewolucji, poprzez okres wojny, aż do dziś.

– Zakończył spokojnym tonem głosu i nagle trzasnął książką o blat biurka. Wszyscy chłopcy podskoczyli w ławkach jak jeden.

– Przestań bawić się kulą! Rozpraszasz mnie całą lekcję, na bogów! – wrzasnął Umhara, kierując się w stronę chłopca siedzącego najbliżej gablot z wyposażeniem. Przyłapany na gorącym uczynku rekrut od razu cofnął rękę zza otwartej szyby szafki.

– Ale… Ale mnie to fascynuje! – ekscytacja wzięła górę nad strachem pulchnego chłopca. Niezrażony przenikliwym, lodowatym spojrzeniem mistrza ciągnął dalej, jakby strzelał z karabinu. – Ja wiem, rodzice opowiadali mi o Stowarzyszeniu Jasnolicych! Wiem, że mistrz był jednym z najpotężniejszych, słuchałem tych historii po sto razy, nawet zrobiłem komiks o mistrzu, nieważne, że inni się śmieją, jestem zaszczycony, na prawdę zaszczycony, że mogę tu być! Chcę być taki jak pan, zrobię wszystko, by być takim, jak mistrz! – grubasek z wysiłku okrył się purpurą na całej twarzy, uszach, aż po kark.

– Co ty masz w głowie, chłopcze? – Mina mistrza przez chwilę wyrażała jedynie obrzydzenie. Umhara, z powodu dawnej przynależności do sekty Jasnolicych, imponował wielu rekrutom, Kiordowi natomiast, kojarzył się z wiecznie nieusatysfakcjonowanym możnowładcą, innym zaś razem wydawał się po prostu egzaltowanym ekscentrykiem:

– Mniejsza. Nie zaszczycę tego wyskoku komentarzem. Wyjdźmy na zewnątrz poprzez piwniczne korytarze, weźcie notatniki, coś należy wam pokazać. Mi z kolei przyda się aura tych murów na ból głowy. Może duchy zmarłych mistrzów natchną mnie swą mądrością. Pomieszczenie rozświetliło się, gdy tylko chłopcy pojawili się na schodach. Zamieszczone pod półkolistym sklepieniem diody przywitały ich, rozniecając leniwie słabe światło. Od razu ich oczom ukazały się rozpostarte na ścianie gobeliny.

– Dzieło tkackie, które właśnie widzicie ogrzewało niegdyś mury gabinetu pewnego wykładowcy i jednocześnie największego z pierwszych ludzi obdarzonych ponadnaturalnymi zdolnościami i mocami. Profesor spędzał wiele godzin na rozmyślaniu i kompletowaniu wiedzy odnośnie zamierzchłych czasów i ważnych wydarzeń. Energia, którą w to wkładał została uwięziona w niezwykły sposób na krośnie, zmieniając pierwotny wzór w obrazy przedstawiające historię wojny, powstania ras oraz całej ewolucji. – Umhara wyszedł przed chłopców i idąc wzdłuż ściany, pobudził dotykiem dłoni zaklęte w gobelinach obrazy. Uczniowie cofnęli się o krok, gdy z tkanin zaczęły wynurzać się różnorakie scenerie.

– Góry, pola, lasy, piach – nie zawsze tak było. Teraz po przejściu przez portal można się zastanawiać, czy oby na pewno wylądowało się na ziemi, a nie innej planecie. Świat stanowił kiedyś jedność, ludzie poruszali się transportem naziemnym, morskim lub powietrznym. Podróżowanie zajmowało znacznie więcej czasu. – Przez ciała chłopców przepływały krajobrazy wielkich miast, szklanych wieżowców i zawiłych, drobnych sieci oświetleniowych. Na mistrzu te widoki zdawały się nie robić już wrażenia.

– Mimo postępu technologicznego, były to czasy o napiętych relacjach politycznych, obawiano się wojny, lecz nie tylko. Człowiek mocno ingerował w przyrodę, groziła ludziom więc także katastrofa ekologiczna i związane z tym choroby czy epidemie. Czuć było napięcie w powietrzu, że coś się szykowało, ludzie byli podejrzliwi wobec władz. Nikt jednak nie spodziewał się, że to, co zmieni życie na ziemi przyjdzie z nieba. – Oczom chłopców ukazała się mapa kosmosu, z ciemnego eteru wynurzył się jasny punkt zmierzający w stronę błękitnej planety. Wszyscy westchnęli, gdy obiekt nagle eksplodował, a jego liczne elementy zaczęły otaczać ziemię, by opadając rozproszyć się na jeszcze drobniejsze kawałki.

– Od tego zjawiska astrologicznego rozpoczęła się epoka srebrnego deszczu. Nieznany obiekt kosmiczny rozprzestrzenił się w krótkim czasie nad ziemią i opadając wniknął we wszystko co napotkał na drodze. W faunie doszło do hiperewolucji; zamknięte odnogi genetyczne zaczęły się na nowo rozwijać, powstało wiele nowych odmian i rodzajów roślin, zwierząt, a także ras humanoidalnych. – Na tle murów rozświetliły się sylwetki Heklaptów, następnie groźne miny Hakłagów oraz różnych zwierząt.

– Ludzkość także została dotknięta tą przemianą. Bariery językowe zanikły, wszyscy zaczęli porozumiewać się jedną wspólną mową. To był kompletny przewrót na tle całego historycznego rozwoju człowieka. Naukowcy szybko zdiagnozowali zmiany w mózgu, w części odpowiadającej za mowę i słuch u niemal każdego badanego. Zauważono także dodatkowy wpływ kosmicznych kryształów. Osoby, które twierdziły, że „kosmiczny kamień” zanurzył się w ich ciele wykazywały ponadnaturalne zdolności. Telepatia, telekineza, piromancja, lewitowanie i wiele innych niezwykłych umiejętności z zakresu czynnika PSI objawiało wielu, przeciętnie żyjących dotychczas ludzi. – Umhara rozejrzał się po sklepieniu, na którym rozścieliła się mapa kilkuset drobnych twarzy, na miejsce których nieustannie pojawiały się kolejne.

– Powstały ośrodki pomocy, kluby, szkoły, aż w końcu całe uczelnie i stowarzyszenia. W jednym z największych doszło do rozłamu, a konflikt w niedługim czasie przemienił się w wojnę, która pochłaniała coraz większą ilość umysłów. Groźnych umysłów, potrafiących rozpalać myślą ogień, a westchnieniem wzniecić huragan. – Między chłopcami zaczęło przemieszczać się widmo rozniecanego ognia, płomienie zdawały się realnie ocierać o ich buty, by zaraz potem dogoniła je z impetem morska fala, którą ścigał potężny huragan.

– Nie były potrzebne maszyny wojenne, nowoczesna broń, choć stowarzyszenia naukowe robiły co mogły, by powstrzymać to rozprzestrzeniające się szaleństwo, ostatecznie jednak wynalazcy i uczeni zeszli do podziemi. Obłęd na ziemi trwał jeszcze parę lat, zmieniając jej oblicze nie do poznania, obracając w pył potężne aglomeracje, zacierając granice państw. Wydawało się, że spór ostatecznie zaczęła wygrywać jedna ze stron lecz wtedy nagle doszło do dziwnego zjawiska i matka natura zabrała głos. – Ukazał się obraz miasta pośrodku którego zaczęła wyrastać spod ziemi pionowa ściana, pnąca się aż do nieba i rozcinająca obszar na pół. Próbujący jej dotknąć ludzie byli rażeni prądem, odsuwali się od ściany.

– Ciągła ingerencja człowieka w prawa natury i fizyki, zakłóciły równowagę energetyczną planety. Powstały bariery dzielące ziemię na sektory. Przez długi czas ludzie pozostawali od siebie odcięci, zawiązały się nowe społeczności, a po pewnym czasie pojawili się pierwsi podróżnicy czasoprzestrzenni i zostały stworzone portale. Jednak, jak wiecie, podział w sercach ludzi pozostał nadal. Świat zdziczał, a daleko od oczu człowieka powstały nowe, dziwne krainy, poszerzające swoje granice i pragnące zagarnąć jak największą ilość sektorów. – Po ścianach przemknęły cienie, przyczaiły się za jednym chłopcem, by zaraz zniknąć i skraść się za drugim.

Z cienia w kącie uformował się kształt sylwetek mrocznych, skrzydlatych istot, które wzbiły się pod sufit. Chłopcy zapatrzeni w postacie demonów, mieszkańców Krain Cienia, drgnęli gdy rozległ się tętent kopyt. Po gobelinach pędzili konno czarnoocy jeźdźcy z sekty Mudathów. Uzbrojeni w kusze polowali na zmiennokształtne sylwetki Togów. Uciekający przed nimi czarownicy używali różnych wielobarwnych zaklęć i sztuczek, by ich zmylić. Wreszcie obraz rozmył się i z mgły wychynęły pyski fagów oraz jadących na nich ludzi w towarzystwie Heklaptów.

– Bez zbędnego stawiania sprawy na piedestale można więc uznać, że dalej znajdujemy się w czasie trwania wojny. Poza bezpiecznymi murami ludzkich siedlisk śmierć jest na porządku dziennym. I dlatego tu nauczycie się jak przetrwać, jak stawać do walki, a gdy trzeba – maskować, by przetrzymać najgorsze. – Rekruci spojrzeli po sobie zdziwieni, więc Umhara dodał.

– Los może wam rozdać różne karty. Czasem trzeba po prostu wybrać mniejsze zło. Tyle odnośnie przeszłości, a teraz uaktywnijcie notatniki. Wracamy do tematu roślin. Będę mówił dużo i szybko, więc się skupcie. – Nauczyciel odwrócił się do chłopców plecami i dał gest ręką, by podążyli za nim na zewnątrz.

Featured Posts
Recent Posts
Archive
Search By Tags
Follow Us
  • Facebook Basic Square
  • Twitter Basic Square
  • Google+ Basic Square
bottom of page