
Jonasz tymczasem wyciągnął ramię w stronę bramy. Stojących przy niej rekrutów odrzuciło nagle do tyłu. Kiord z przerażeniem obserwował jak ogromny rygiel unosi się wolno w powietrzu i ląduje ciężko, powalając innych zaskoczonych chłopców. Skrzydła bramy odskoczyły i wojska wroga z impetem wtargnęły na teren szkoły. Gromada uzbrojonych najemników jako pierwsza natarła na uczniów, potem zza ich pleców ruszyły oddziały sekty Mudathów. Czarnoocy nie patyczkowali się z nikim, strzelali z kusz, a śmiałków, którzy dali radę podejść do samych koni traktowali buławą lub sztyletem. Jeden z dowódców zsiadł ze swojego wierzchowca i niespiesznie podszedł do żywego jeszcze Umhary. Gdy tylko nauczyciel podniósł na niego spojrzenie, napastnik jednym ruchem zarzucił mu łańcuch na szyję. Jasnolicemu starczyło jeszcze sił, by przytrzymać metalowe cięgno. – Nie macie tu czego szukać. Ktokolwiek was nasłał, wprowadził was w błąd – wycharczał słabnącym głosem. Mudath odsłonił w uśmiechu jasne zęby, co przy jego czarnych oczach wyglądało złowrogo i upiornie. – Mylisz się, blondasku, zostaliśmy należycie nagrodzeni, bo główną atrakcją tej imprezy jesteś ty. Dar i zdolności które posiadasz wspaniale zasilą nasze szeregi po krótkim rytuale – oświadczył rozbawionym tonem i szarpnął łańcuch. Przy bramie zrobiło się zamieszanie. Część grupy, której udało się przedostać poza mury do stajni, w tym Gha-Lo, rozgramiała siły wroga miotaczami laserowymi i bronią palną. Część rekrutów otoczyła przemieszczających się na fagach jeźdźców i rąbała w bitewnym amoku każde ramię, ciemnooki łeb i tors jaki się tylko zbliżył. Znęcający się nad Umharą dowódca szybko wydał polecenia swoim czarownikom i strzelcom. Kiord korzystając z nieuwagi Jonasza, dobył miecza, dwoma palcami rozdzielił klingi i uderzył z całym impetem. Pierwszy cios rozorał zdrajcy rękę, przed drugim zdołał się uchylić, nim chwycił za broń. Zwykły sejmitar, którego Jonasz zwykł używać, teraz z ledwością odpierał rozszalałe ciosy kolegi. Kiord, wykonał manewr, którym nie chwalił się na treningach, a którego nauczyła go Niruko. Przyblokował klingę przeciwnika, wykonał obrót i znalazł się za plecami walczącego. Gdy Jonasz zdołał się odwrócić, Kiord już krzyżował brzeszczoty jak nożyce do odcięcia głowy. Potykając się o ciała, ledwo co zachowując równowagę, zaszli aż pod same podsienie. Chłopak się cofnął, a napastnik z siłą przytwierdził go do drewnianych drzwi. Unieruchomiony Jonasz z przejęciem obserwował ruchy drugiego. – Co takiego ci obiecali, co?! – wrzasnął Kiord. – Czym takim omamili, że zdradziłeś, sukinsynu, gadaj! – Jonasz często mu kiedyś dogryzał, że ma oczy ciemne jak Mudath, teraz w twarzy byłego przyjaciela dostrzegł upór oraz szaleństwo godne najpodlejszego z zabijaków. – Zemstą – odparł i wskazał na klęczącego Umharę.